„Nic gorszego nas spotkać nie mogło!” Serio?
Myślisz, że po usłyszeniu powyższego zdania Twoje dziecko obrośnie w piórka i będzie szczęśliwe?

Był rok 1997 kiedy nagle kilka tygodni mojego codziennego dziecięcego życia całkowicie uległo zmianie. 
Rower? Nie było mowy! Zabawy z koleżankami mogłam zapomnieć. 
Wtedy zdiagnozowano u mnie HSP inaczej i bardziej po ludzku zapalenie naczyń krwionośnych. Choroba rozwijała się dość szybko a więc i powikłań było więcej. 

Miesięczne pobyty w szpitalu, szkoła na oddziale i brak relacji z przyjaciółmi. A i rodzina która na wszystko mi pozwalała. 

Co może być gorszego od choroby?
Osoby dorosłe inaczej interpretują chorobę niż dzieci. Być może dlatego, że doświadczyli straty.
Ale przecież nie chcemy aby dziecko zamartwiało się w tym ważnym a zarazem trudnym okresie.

„Nie płacz kochanie, bo mamusia będzie płakała”;
„No zjedz zupkę. Babcia tak o Ciebie dba”;
„Nic się nie dzieje”.

Te słowa często a nawet zbyt często słyszałam od rodziców i pielęgniarek. 
Mój płacz spowodowany był bólem. Bólem całego ciała. Być może wtedy myślałam też w kategoriach bólu pt. zabawa na placu zabaw a raczej jej brak. 

Ale to, że nic się nie dzieje było przegięciem. Kilkanaście dni pod kroplówką, kilka razy dziennie pobieranie krwi  i tysiące badań. I nic się nie dzieje! Nuda!  Jeśli nic się nie dzieje to po co jeszcze jestem w szpitalu? Hmmm…? To bardzo dziwna sprawa. 

Jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy z sytuacji i przebiegu całej choroby. Z wiekiem byłam bardziej świadoma co mówią lekarze. Specjalna dieta, ograniczone wyjścia do znajomych – przecież nie można się przeziębić bo za kilka dni operacja. 

Zrozumienie i akceptacja choroby. 

Rozpoczynając prace z emocjami, ciałem, umysłem, pierwszym krokiem było zrozumienie i zaakceptowanie choroby. Tak, zaakceptowanie. Cały czas jako dziecko uważałam, że jestem inna. GORSZA! 
Słowa, gesty, ton głowy, lampy na sali operacyjnej to wszystko było gdzieś skryte w moim podświadomym umyśle. 
Zaczęłam się zastanawiać czy inne osoby, które zachorowały w dzieciństwie miały podobne myśli o samym sobie. 
Zgadnij? Tak, to proste. 
Miały!! 
W 2009 roku rozpoczęłam praktyki w jednym z łódzkich szpitali. Chciałam dać dzieciom to czego mi brakowało! 

Akceptacji, zrozumienia i prawdy!

A więc co mówić ?
„Jesteś bezpieczna/-y”;
Rozumiem, że się denerwujesz i boisz”;
„Troszczę się o Twoje zdrowie ponieważ bardzo Cie kocham”.

Dziś wierzę, że każde wypowiedziane słowo w dzieciństwie ma moc! MOC tkwi w znaczeniu słowa, emocji i intencji. 

Dołącz do grupy na FB dla rodziców i pedagogów